Od jakiegoś czasu wszelkie uroczystości rodzinne wykorzystujemy na zbiórki w celu zakupu dużych zabawek ogrodowych. Niedawno w naszym ogrodzie pojawiła się trampolina. To chyba swoisty znak naszych czasów, bo gdzie nie spojrzeć, to tam gdzie dzieci tam w ogrodzie stoi trampolina.
Na placu zbaw, w przedszkolu, do którego uczęszczała córa a nawet w przydrożnym barze gdzie zatrzymaliśmy się w drodze znad morza – wszędzie kolorowe plastikowe domki. I wszędzie można było usłyszeć tekst “Mamo, chcę taki”. Długo byłam na NIE, bo uważałam, że taki domek to zabawka na chwilę. W końcu, gdy terroryzm córki osiągnął już maksymalny poziom postanowiliśmy zrzucić się i kupić domek + zjeżdżalnię + tunel w jednym. Córka ma domek do zabawy w dom czy cukiernię a synek raczkuje w tunelu.
I może ktoś zaprotestuje, że nie jest to rzecz handmade, że nie tippi, że nie “sielankowe zabawy”, ale kochani spójrzmy prawdzie w oczy. Na kocu dzieci wytrzymały mi góra 10 min i to przy moim ogromnym zaangażowaniu. Naprawdę się starałam zatrzymać je przy sobie: czytałam książeczki, zabawianym lalkami. Nic z tego. Po chwili załączał się tekst:
Kiedy żar leje się z nieba nie mamy ochoty na żadne spacery a dzieciaki nie mają już żadnej wymówki bo wszystko jest na miejscu.