Na Waszych blogach pełno ślicznych dekoracji świątecznych a u mnie niespodziewane prezenty. Okazało się, że już jakiś czas temu mama mojego męża powiedziała w pracy, że ma synową, która zbiera różne starocie. No i proszę dowiedziałam się o tym dopiero, gdy jedna z koleżanek mamy przyniosła jej coś, co u nich w domu chciano wyrzucić, bo jest za stare. I co się okazało? Że jest to stary młynek. Na razie całość pomalowana niezbyt sprawnie i niezbyt gustownie srebrną farbą. Ale my to zmienimy, nie ma co. Już mnie rączki świerzbią, żeby się za to zabrać. Na razie prezent wygląda tak: (do góry nogami) i we właściwej pozycji: Ostatnimi czasy tylko chwalę się tym za co to się nie zabiorę a efektów ukończenia projektów brak. Dlatego teraz pokaże galerię pewnej szafki w łazience. Niedawno pytałam Was jak mają się potoczyć losy szafki w przedpokoju O&T. Oczywiście nie bezinteresownie, bo sama walczyłam z pewnym łazienkowym brzydactwem, ale popatrzcie sami: Szafkę skonstruował mój dziadek i początkowo była w kolorze kremowym. Na początku lat 90 przy okazji remontu została pomalowana na kolor czarny, przez mojego tatę, który miał wizję łazienki black & white. Dodał do nich te industrialne uchwyty. I tak szafka czekała w czasie remontu na lepsze czasy. Wiedziałam, że chcę żeby została bo przez lata spełniała swoją funkcję, mieszcząc na dole produkty sanitarne, a na górze różne szpargały dla pana “złotej rączki”. Podczas zbijania tynków: tutaj (czyli pod szafką) przewidziane jest miejsce na pralkę: Podczas tynkowania: Drzwiczki musiały ulec modyfikacji, ponieważ zrobione były z dykty, która przez lata poddawana w mniejszym lub większym stopniu działaniu wody, mocno się uszkodziła. Na zdjęciu powyżej widać już próby usuwania wszelkich elementów z dykty. Poniżej widać efekty pracy glazurnika. Drewniana konstrukcja szafki była dobra i stabilna dlatego została zabudowana glazurą. A tak wyglądała szafka po tym jak do stelaża (ramki z drewna) przybita została sklejka. Wszystko oczywiście pomalowane na biało. Stała tak długi czas, po początkowo mieliśmy do niej już tylko doczepić uchwyty. Coś jednak mi w niej nie pasowało. Stwierdziłam że warto by było nadać jej bardziej klasyczny charakter. Dlatego też, przykleiłam do niej listwy i wszystko jeszcze raz pomalowałam na kolor pastelowej orchidei żeby pasowało do drzwi. Znów “pomysłowy Dobromir” myślał długo aż wreszcie wpadł na pomysł dodania do szafki ornamentów aby nie wyglądała tak pusto. Nie chciałam korzystać z gotowych szablonów więc dwie niedziele pod rząd malowałam ornamenty: A oto efekt końcowy:
747
previous post
Dla utrwalenia…
next post