….sprawy miałyby się inaczej…. W ostatnim poście wspominałam o drzwiach do salonu, które noszą ślady po siekierze. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o ich historii. Niestety coraz mniej osób pamięta dawne dzieje naszej rodziny, która była zawsze stosunkowo mała i niedługo już nikt nie będzie nosił mojego panieńskiego nazwiska. Gdybym była chłopcem sprawy miałyby się inaczej, a nazwisko by przetrwało. Już ja bym się o to postarała! Wracając do drzwi, w rzeczywistości tuż po wojnie mieszkanie było okupowane przez trzy rodziny. W małym pokoju mieszkał mój tata z bratem i rodzicami, w łazience siostra mojego dziadka i jego mama, w dużym pokoju rodzina Nowakowskich (tak naprawdę nikt do końca nie pamięta czy to byli Nowakowscy czy nosili też jakieś inne nazwisko, ponieważ w rodzinie przyjęło się nazywać ich „Wrzodami”) a w kuchni jeszcze jakaś rodzina. W latach 60 postanowiono zrobić remont generalny budynku i przesiedlono wszystkich lokatorów do baraków ustawionych w parku, gdzie mieszkali ponad rok. W tym czasie robotnicy w mieszkaniu robili „remont”, który w naszym przypadku zakończył się splądrowaniem wszystkich elementów mosiężnych, jakie im się udało wymontować (klamki od drzwi, okien, wszelkie okucia). Kiedy remont się skończył rozpoczął się wyścig. Zasad była prosta: kto pierwszy ten lepszy zajmuje pokój. Mojej rodzince udało zająć duży pokój a mojej prababci mały. Rodzina „Wrzodków” wylądowała w kuchni i właśnie wtedy postanowiła dochodzić sprawiedliwości za pomocą siekiery! Gdybym była chłopcem sprawy miałyby się inaczej, a ja mogłabym rozmawiać z fachowcami jak równy z równym! Na pewno oszczędzili mi takich epitetów pod moim adresem jak : „księżniczka”, „niunia”. Kiedy myślę o swoich relacjach z robotnikami zawsze przed oczami mam film (na podstawie książki Katarzyny Grocholi „Nigdy w życiu”), gdzie bohaterka pcha taczkę na równi ze swoimi pracownikami a oni z szacunkiem zwracają się do niej „szefowo”! Myślałam sobie jak fajnie byłoby gdybym nawiązała też takie relacje. Jednak szybko okazało się jak bardzo wyidealizowany był ten obraz, gdy w prasie znalazłam wypowiedź Katarzyny Grocholi dla „Wysokich Obcasów”: „Kiedy budowałam swój domek, wszyscy – hydraulik, elektryk, kafelkarz – umawiali się ze mną, a potem rozglądali się: gdzie jest mąż, bo z kobietą przecież poważnie się nie rozmawia. I te uśmiechy: “nie-ga-daj–babo-bo-i-tak-się-na-niczym-nie-znasz-zajmij-się-zrobieniem-nam-kawy”. Bywało, że korzystałam z pomocy mężów przyjaciółek, kiedy czekał mnie odbiór robót. No i te komplementy – jak na kobietę to nieźle… Było mi wstyd, że nie jestem facetem, nie mogę się odwinąć i przylać.” A Wy dziewczyny co zyskałybyście gdyby choć na jeden dzień stałybyście się chłopcem?
643
previous post
Poszukiwanie skarbów
next post