Dziś chciałabym Was zaprosić na wpis o metamorfozie naszych drzwi wejściowych. To historia, która pokazuje, że czasem jedno „szybkie odświeżenie” się nie sprawdza, szczególnie przy starych przedmiotach, o których niewiele wiemy – i że warto wtedy podejść do tematu porządnie, od podstaw.
Dlaczego postanowiłam odnowić drzwi wejściowe?
Co zniszczyło moje drzwi – bąble i ślady pazurów
Nasze drzwi wejściowe były już raz odnawiane – zaraz po tym, jak wprowadziliśmy się do tego domu w 2018 roku. Co poszło nie tak, że po stosunkowo niedługim czasie musimy je znów przemalować? Podjęcie złej decyzji wynikające ze złej oceny sytuacji. Drzwi były wykończone jakimś preparatem chroniącym drewno, nie były przed remontem malowane farbą kryjącą. Były w dobrym stanie, dlatego założyłam, że wystarczy je przemalować. Wtedy pomalowaliśmy je produktem, który w tym odcieniu został wycofany z polskiego rynku a co za ty idzie nie mogę dokonać szybkich poprawek. Efekt był naprawdę dobry, ale krótkotrwały, bo drzwi po kilku latach wyglądały źle a nawet bardzo źle.



Błąd z pierwszego malowania, którego nie chcę już powtórzyć
Wtedy, siedem lat temu wydawało mi się, że wystarczy po prostu zmienić ich kolor – marzył mi się głęboki granat, który pięknie komponowałby się z resztą elewacji. I tak zrobiłam, nie szlifując ani nie zdejmując warstwy, którą drzwi były pokryte. Zresztą, po co? Zawsze zalecam, żeby ocenić stan techniczny przedmiotu i potem podjąć decyzję o ewentualnym ściąganiu powłoki i szlifowaniu. Być może ta pewność siebie, tym razem mnie zgubiła.
Niestety, okazało się, że pod warstwą farby znajduje się substancja, która pod wpływem słońca i temperatury zaczyna… puchnąć. Na powierzchni pojawiły się bąble – mnóstwo drobnych bąbli, które zniszczyły efekt gładkiej powierzchni. Do tego nasz piesek Zenek – kiedy się boi burzy – próbuje za wszelką cenę dostać się do środka, co zostawiło na drzwiach kolejne ślady w postaci zadrapań.
Więc tym razem nie było już mowy o szybkim malowaniu.


Jak przygotować drzwi do ponownego malowania?
Usuwanie starego impregnatu do ochrony drewna i farby
Opalarka i szlifowanie – mój sposób na gładką powierzchnię
Cała metamorfoza zaczęła się od usunięcia starej warstwy farby i impregnatu do ochrony drewna. To zdecydowanie najbardziej czasochłonny i uciążliwy etap całego procesu.
Do pracy użyłam opalarki i szpachelki, ale szybko okazało się, że farba jest zbyt cienka, żeby schodzić gładko. Wiele fragmentów po prostu się „mazało” i mocno przywierało do narzędzi, co znacznie wydłużyło cały proces.
Po opalaniu przyszedł czas na szlifowanie. Tu z pomocą przyszła mi szlifierka, dzięki której mogłam delikatnie wyrównać powierzchnię, usunąć pozostałości starego impregnatu i przygotować drzwi do dalszej pracy.
Dopiero tak oczyszczona i wygładzona powierzchnia była gotowa na przyjęcie nowej farby.




Malowanie z efektem wow – farba Remmers Rofalin Acryl
Wtedy do gry wkroczyła dobrze Wam znana farba Remmers – Rofalin Acryl.
Znacie ją już z moich wcześniejszych projektów – doskonale sprawdziła się m.in. przy odnawianiu starej stajenki (domku ogrodowego) –Metamorfoza i malowanie domku ogrodowego
Jak zwykle mnie nie zawiodła, bo maluje się nią niezwykle szybko i wydajnie. Tutaj również pokazała klasę – pięknie pokryła drzwi, tworząc trwałą i estetyczną powłokę.



Czym jest Rofalin Acryl od Remmers?
To wodna farba akrylowa, która jest idealna do malowania drewna na zewnątrz – jak drzwi, altanki, płoty, czy meble ogrodowe. Można ją też spokojnie używać w środku – więc to taka uniwersalna farba do zadań specjalnych.
Dlaczego ją wybieram?
✅ Świetnie kryje – nawet przy dwóch cienkich warstwach.
✅ Odporna na pogodę – deszcz, słońce, wiatr? Nie ma problemu.
✅ Nie pęka i nie łuszczy się, bo jest elastyczna – idealna, jeśli masz drzwi, które “pracują”.
✅ Łatwa w nakładaniu – serio, nawet jak nie jesteś mistrzem pędzla, dasz radę.
✅ Szybko schnie – a to oznacza: mniej czekania, więcej efektu!
✅ Przyjazna dla środowiska – niska zawartość rozpuszczalników, więc spokojnie można nią malować nawet przy zamkniętych oknach.
Dla mnie to farba idealna, jeśli chcesz zrobić coś porządnie i mieć spokój na długie miesiące (a nawet lata!). W dodatku jest dostępna w wielu kolorach, więc można spokojnie dobrać coś do swojego stylu. Kolor który zamówiłam z mieszalnika to RAL 250 20 20
U mnie – jak już pewnie widzieliście – wyczarowała piękne, granatowe drzwi, które nie tylko wyglądają świetnie, ale też są odporne na “test Zenuszka” (czyli próbę zadrapań od psa w stresie).


Malowanie – tylko (i aż) dwie warstwy
Gdy drzwi były już dokładnie oczyszczone z poprzednich warstw i zmatowione, przyszedł czas na najprzyjemniejszy etap – malowanie.
Na tak przygotowaną powierzchnię wystarczyło nałożyć dwie warstwy farby Remmers – Rofalin Acryl za pomocą pędzla – dokładnie i równomiernie, zgodnie z kierunkiem słojów drewna.

Co ciekawe, farba w opakowaniu miała dość zaskakujący, wręcz turkusowy odcień, który początkowo wzbudził we mnie lekką niepewność. Ale już po wyschnięciu na drzwiach pokazała swoje prawdziwe oblicze – piękny, głęboki granat, nieco jaśniejszy, z delikatnym morskawym tonem.
Nie był to ten sam odcień, który miałam wcześniej – ale muszę przyznać, że jest równie piękny, jeśli nie… lepszy. A ukochane granatowe drzwi to przecież było moje wnętrzarskie marzenie od lat.


Dodaj tu swój tekst nagłówka
Cały efekt podkręciłam jeszcze jednym prostym zabiegiem – oczyszczeniem miedzianych klamek preparatem do metalu.
Po takim odświeżeniu pięknie się błyszczą i cudownie kontrastują z nowym kolorem drzwi. To niby detal, ale robi ogromną różnicę w całościowym odbiorze.
Jak drzwi spisują się na co dzień?
Metamorfozę zrobiłam sporo przed wyjazdem do Mediolanu, więc już minął ponad miesiąc intensywnego użytkowania – w tym testów ze strony Zenuszka.
I muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona:
Drzwi nie mają już żadnych bąbli, nawet w pełnym słońcu.
Farba tworzy warstwę ochronną – gdy piesek skacze, zostają tylko delikatne ryski, które wystarczy przetrzeć wilgotną ściereczką i… znikają!
Podsumowując…
Metamorfoza zakończona pełnym sukcesem.
Mam ukochany kolor, trwałe zabezpieczenie, brak bąbli i odporność na Zenuszkowe przygody.
Tym razem było więcej pracy niż przy pierwszym malowaniu, ale efekt zdecydowanie był tego wart.





