CERSANIT zaprasza na Roztocze – olśniewający Zamość

by Kasia Bobocińska
Jeśli czytaliście moje poprzednie relacje z Gdańska i ze Śląska to wiecie, że nic nie pociąga mnie tak bardzo, jak możliwość zobaczenia naszej pięknej Polski z bliska. Mam tak mało okazji na penetrowanie jej pięknych zakamarków. Jak tylko pojawia się okazja poznania jej fascynującej historii i zasmakowania miejscowych specjałów nie mogę się oprzeć. Tym razem miałam okazję odwiedzić Roztocze i Zamojszczyznę za sprawą marki Cersanit!

Roztocze to przepiękna kraina geograficzna, która łączy Wyżynę Lubelską z Podolem. 
Nie będę ukrywać, że jak tylko powiedziałam mężowi, że zatrzymamy się w hotelu w Zamościu, to zaserwował mi cały wykład o architekturze tego miasta. Jechałam na wycieczkę dobrze przygotowana! Z ogromnymi oczekiwaniami i nie zawiodłam się! Zamość jest piękny!

Często nazywany jest “perłą renesansu” a w 1992 roku zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę światowego Dziedzictwa UNESCO.

Jedyne co mi się nie podobało to parasolki od ogródków piwnych, których było za dużo i niejednokrotnie zasłaniały najpiękniejsze zdobienia na kamieniczkach:

Moc kolorów – co za miasto!

Cały czas tropiąc historię Zamoyskich trafiliśmy do Zwierzyńca – perły Roztocza:

Przepiękne okolice wokół pałacu-rezydencji Marii Kazimiery d’Arquien:

Kapliczka “Na wodzie” w Krasnobrodzie. Zbudowana w XVIII w. jest często nazywana Kaplicą Objawień, gdyż to tu w 1640r. Jakubowi Ruszczykowi objawiła się Matka Boża.

Piękne, magiczne miejsce.

Winnica Marysieńka
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Zachwycamy się wspaniałymi francuskimi winnicami, pięknymi krajobrazami a mało kto wie, że Polska też produkuje wina. Słyszałam co nieco o Zielonej Górze, ale o Roztoczu nie.

Wyobraźcie sobie, że miałam okazję spędzić wieczór w naszej polskiej, roztoczańskiej winnicy. A co odróżnia ją od malowniczo położonych winnic na południu Francji? Na pewno właśnie barwne krajobrazy i temperatura. Niestety trafiliśmy chyba na najzimniejszą noc w sezonie. Pomimo koców i rozgrzewających nalewek było pioruńsko zimno.

Główną atrakcją kulinarną był przygotowywany przez 3 godziny mięsny kociołek. Jakie to było pyszne i rozgrzewające w tę mroźną noc.

A tak prezentował się kociołek po otwarciu:

Czym chata bogata.

Wino i sery – uwielbiam! I nie jakieś zwykłe sery, ale miejscowe specjały!

Po prawej stronie zobaczyć możecie wspaniały pieróg biłgorajski, którego wszyscy brali omylnie za pasztet.

Kolejnego dnia wstałam wcześnie rano, aby przed śniadaniem pozwiedzać jeszcze Zamość.

Naszą dwudniową wycieczkę na Roztocze zakończyła wizyta w fabryce Cersanit w Krasnystawie. Bardzo chciałabym Wam pokazać zdjęcia z produkcji, ale niestety obowiązuje tam całkowity zakaz fotografowania. Mogę tylko powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem przede wszystkim ogromu ludzkiej pracy wykorzystanej przy produkcji. To naprawdę niesamowite, że przystępne w cenach wyposażenie łazienek jest w dużej części wykonane przez człowieka. I teraz od razu pomyślałam  ja produkty ręcznie wykonane cenione są na Zachodzie i jakie mają ceny.
Ogromną przyjemnością było poznanie bliżej dr. Krystyny Łuczak-Surówki i wysłuchać jej wykładu o historii łazienek.

Trafiłam na fascynującego rozmówcę i przegadałam z Krystyną całą drogę w obie strony. To
niesamowite móc wysłuchać, z przejęciem, historii o znanych projektantach PRL,
których moja rozmówczyni znała osobiście. Prawda jest taka, że ten kto kiedykolwiek słuchał Krystyny Łuczak Surówki zadaje tylko jedno pytanie – kiedy napisze książkę i spisze te wszystkie fascynujące opowieści?
Jednym z tematów rozmów była historia uratowania tych oto krzeseł:

Wyobraźcie sobie, że zostały ocalone przed pewną klientką, która postanowiła im skrócić nóżki bo idealnie wyglądałyby w pokoju dziecięcym!! A swoją drogą moja rozmówczyni zapłaciła za nie nie mały majątek, aby wyrwać je z rąk “oprawców”. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że cztery krzesła Teresy Kruszewskiej, w dobrym stanie to prawdziwy rarytas!
Przy okazji rozmowy zapytałam się o mojej ostatnie
znalezisko. Trochę z nieśmiałością, bo różnie mogło być  pokazałam to krzesło.
Znalazłam je pod śmietnikiem i trzy razy wracałam do niego zastanawiając się czy je zabrać. Myślałam, że jest zwyczajne i było produkowane na masową skalę. Nie było. 

Okazało się, że mam krzesło pani Ireny Żmudzińskiej wyprodukowane dla Spółdzielni “Ład”. Już samo zestawienie Ład’u i Żmudzińskiej  powoduje, że nie żałuję
swojego wyboru. Ba jestem dumna i już nie będę siego wstydzić. A że nie
ma siedzenia? Dobrze! Jest wyzwanie!

Jeden czy dwa dni na Roztocze to zdecydowanie za mało. Tak samo jak po wizycie na Śląsku obiecywałam sobie, że kiedyś wrócę tam zwiedzić wszystkie zamki śląskie, tak teraz obiecuję sobie, że kiedyś wynajmiemy tu domek i spędzimy przynajmniej tydzień na Roztoczu!

Related Posts