W ubiegłą niedzielę wybrałam się na targi Yard Sale. Żal było tam nie wpaść gdyż odbywają się dwa kroki od mojego domu na warszawskim Powiślu. Z racji lokalizacji (w klubie 1500m do wynajęcia) atmosfera targów była bardzo specyficzna, miejscami przypominała mały bazarek czy lumpex. Niedzielę uważam jednak za udaną, bo pomimo, że designu było nie wiele a zaskoczenia prawie żadnego, to udało mi się spotkać starego znajomego oraz nawiązać fajne kontakty z nowymi firmami. Fajnie było znów spotkać Damiana z Damian Home, jednego z nielicznych męskich przedstawicieli wśród grona wnętrzarek. Im więcej bywam na tego typu imprezach tym więcej od nich wymagam. O organizacji nie mogę powiedzieć złego słowa, ale po obejrzeniu wszystkich stoisk poczułam się mocno rozczarowana. Tak naprawdę to zrobiłam tam chyba trzy kółka zanim udało mi się znaleźć coś fajnego dla siebie. Zapraszam Was na moją subiektywna relację z tego wydarzenia. Co mnie rozczarowało? To, że przy właściwie żadnych wydatkach ze strony wystawców nie pojawiło się więcej osób chcących pozbyć się starych, klimatycznych sprzętów. Myślałam, że uda się znaleźć, choć kilku sprzedających mających taki asortyment jak na warszawskim Kole. Z używanych rzeczy nie brakowało stoisk z odzieżą a gdzieś tam mignęło mi stoisko ze „starymi skorupami” jak nazywam starą porcelanę. Bardziej to przypominało lumpex niż targ staroci. Niektórzy wystawcy nie zrozumieli hasła „wietrzenie domu” i prezentowali nowe rzeczy w cenach takich samych jak w swoim sklepie nie dając żadnej zniżki (sukienki po 400zł). Prywatni sprzedający też chcieli się obłowić a nie pozbyć starych ciuszków. Ubawiły mnie sprzedawcy używanych rzeczy dla dzieci, którzy mieli ceny droższe niż w sklepach nowe. Organizując tego typu targi trzeba się zastanowić, do kogo mają być one skierowane czy dla miłośników dobrego designu, chcących kupić fajne przedmioty czy dla poszukiwaczy okazji. Tutaj wyszło mydło i powidło. Organizatorzy naprawdę zagwarantowali fajną lokalizację, właściwie za darmo, bo czy oplata 10zł od stoiska indywidualnego to wiele? Niestety obowiązywała zasada, kto pierwszy ten lepszy i oferty nie zostały przebrane. Koniec wylewania tych żali i przejdźmy do relacji co udało mi się zobaczyć: Na wstępie zawróciłam uwagę na EKO Bazarek, gdzie można było kupić warzywa z ekologicznej uprawy: MYSIE HARCE zorganizowały kącik dla maluchów, gdzie czekało na nie wiele atrakcji.Było bardzo kolorowo: POSTER PLATE Ogromnie żałuję, że nie kupiłam jednego z posterów w bardzo okazyjnej cenie. Znacie ten stan, kiedy po powrocie do domu wciąż myślicie o jakiejś rzeczy i zastanawiacie się, dlaczego jej nie kupiliście. Ja tak mam. Oj, chyba będę musiała się odezwać do Poster Plate, bo sobie tego postera tak łatwo z głowy nie wybije. Pasowałby do mojej ściany z cegły. BORN TO BE Jedyną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę ze strefy ubrań i byłam o krok od jej kupienia były koszulki od Born to Be. Oni potraktowali na poważnie hasło wietrzenie domu i wyprzedawali starą kolekcje po bardzo okazyjnych cenach. A to koszulka, na którą chciałam się skusić, ale zanim zdążyłam wrócić do stoiska zadzwonił mój mąż z informacją, że synek gwałtownie domaga się powrotu mamy i tak kolejna okazja uciekła mi sprzed nosa. ŁOBUZIAK TEKSTYLIA DLA DZIECI w modne wzory, między innymi liska. PIKSELKI STUDIO PROJEKTOWANIA GRAFICZNEGO Zawsze czy jest mało czy dużo wystawców czy muszę zedrzeć zelówki żeby obejść wszystko zawsze znajdę coś, co bym chciała mieć. Tak było i tym razem. I choć już w pewnym momencie zwątpiłam to mój wzrok padł na usytuowane w kątku stoisko a mój wzrok przyciągnęły naprawdę fajne grafiki, czyli studio PIXELKI w pełnej odsłonie. CHWILA INSPIRACJI to sklep ze Skandynawskim designem, któremu się nie oparłam i kupiłam wazonik od Hause Doctor. Wkrótce się nim pochwalę, ale zostawmy nieco przyjemności na później. MANOMANO piękne drewniane przyborniki do biura i na kosmetyki. MARDYBUM Do tego stoiska podchodziłam chyba trzy razy. Nawet nie zgadniecie ile mam zdjęć ich produktów. Zakochałam się w tych świnkach w sweterkach. Czy nie są urocze? Pan i pani świnka. MAGICMUG Na koniec zostawiłam ręcznie malowane czarno białe kubki z fantazyjnymi napisami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze niedługo w moim domu pojawi się specjalnie dla mnie ozdobiony kubek od MagicMug. Nie mogę się już doczekać. Kiedy już obejrzałam wszystkie stoiska, co nie było trudne, bo samych wystawców było niewiele, mogłam usiąść przed klubem i poczuć się tak jak w czasach, kiedy po całonocnej zabawie przesiadywało się na tak zwanym lazy sunday afterparty. Naprawdę uwierzcie czuło się klimat tego miejsca.
Leniwa niedziela, czyli popołudnie na Yard Sale
1,4K
previous post