Lampa, czyli dlaczego lubię bazarki

by Kasia Bobocińska

Dzisiejsze moje motto brzmi : pośpiech nie popłaca. Jako zodiakalny baran jestem z natury niecierpliwa i tą sentencję powinnam sobie powtarzać codziennie wieczorem jak mantrę. Wielokrotnie dużo straciłam na niepotrzebnym pośpiechu, choćby kupując towar, który potem był dostępny o 50% taniej lub sprzedając akcję przed terminem w którym osiągną one taka cenę że transakcja zakończy się dla mnie zyskiem. Dwa lata temu planując jak będzie wyglądało moje mieszkanie, w wielu gazetach znalazłam rzeczy, które po prostu musiały się w nim znaleźć żeby nadać odpowiedni charakter wnętrzom. Wielokrotnie zapisywałam producentów tych przedmiotów i czekałam na odpowiedni moment żeby je kupić. Ostatnio wypowiedziałam wojnę dyndającym przy suficie żarówkom! Lampę do kuchni znalazłam w kwietniu 2009 w Moje Mieszkanie: lampa Koszt 241zł. Skontaktowałam się z producentem żeby zapytać gdzie w Warszawie mogę kupić/zamówić produkty tej firmy. Po ustalenie adresu dzwonie do sklepu i pytam czy koszt lampy się zmienił i jak długo będę musiała czekać na zrealizowanie zamówienia. Okazało się że rok później moja wymarzona lampa kosztuje już 429, 44 zł!! Do tego muszę zamówić pasujący do niej kinkiet za 217 zł. kinkiet 1 I tym sposobem, mamy koszt oświetlenia w kuchni 646,44 zł! Trochę dużo. Myślę:  poczekamy jeszcze, aczkolwiek jestem zła na siebie, że nie kupiłam tego zestawu wcześniej, kiedy był znacznie tańszy. Pośpiech nie popłaca? Mój entuzjazm osłabł. Na razie sprawa kinkietu i lampy została odłożona na półkę, do czasu zgromadzenia odpowiednich środków. Wspominałam Wam już że miałam na początku września swoje upragnione kilka dni urlopu. Jeździłam wtedy, kilkakrotnie, do moich rodziców mieszkających poza Warszawą. W jedne ze słonecznych popołudni września pojechałam do nich, ale wcześniej zatrzymałam się przy domu towarowym, żeby kupić słoiki na przetwory. Zanim jednak tam dotarłam, nie byłabym sobą, gdybym nie zahaczyła o pobliski bazarek. Moim łupem padły piękne poszwy na poduszki a każda po 1zł!, oraz poszwa na kołdrę za cenę 5zł! Uwielbiam bazarki! Często przyjeżdżam tu w sobotę, kiedy tętni on życiem, po świeże warzywa i owoce. Żaden z moich domowników nie może zrozumieć dlaczego jestem taka szczęśliwa, gdy wkraczam w tę zbieraninę straganów i chłonę jego atmosferę. Przy okazji zakupu śliwek na przetwory, nie dość że mogłam je wybrać z pośród kilkunastu różnych dostawców, to jeszcze pogawędzić z  panią, która je sprzedaje i dowiedzieć się z czego tak naprawdę robione są dżemy i powidła, które kupujemy w sklepach. Przy okazji zakupu czosnku, dowiedziałam się jak łatwo odróżnić ten, który sprowadzany jest z Chin, od naszego polskiego ( ten z Chin jest mlecznobiały a nasz polski ma kolor biało-różowy i mocniej się łuszczy). Kiedy miałam już opuścić bazarek zauważyłam, że na samym jego końcu stoi handlarz staroci. Podejdę.  A co mi szkodzi (tra la la la, nie byłabym sobą, gdybym nie podeszła). Można powiedzieć że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Szast plast i biorę. Transakcja trwała może minutę: zobaczyłam, zapytałam się o  cenę, utargowałam 3zł i już pan pakował mi ją do torby. W sumie lampa, bo to o niej cały czas piszę, kosztowała mnie 32zł. Myślę sobie, jeszcze nie wiem gdzie ją powieszę. Potem, jak ją transportowałam z powrotem do domu, zobaczyłam, że ma jeszcze przyklejoną starą, zakurzoną metkę z nazwą firmy, znajdującą się w tym koszyczku, w którym maskuje się kable na suficie (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi, bo inaczej jakoś nie potrafię tego nazwać). Patrzę i oczom nie wierzę. Lampę wyprodukowała ta sama firma w której miałam kupić ten zestaw do kuchni za ponad 600zł, o którym wcześniej wspominałam. Zaraz, zaraz. Zaczyna mi cos świtać. Czy to nie ta lampa którą miałam zamówić? Przez cala drogę powrotną biłam się z myślami. Okazało się jednak, że to bardzo podobny model, którego już dzisiaj ta firma nie produkuje. Zmieniła się w zasadzie osłonka na żarówkę.  Jestem taka szczęśliwa że udało mi się zaoszczędzić prawie 400zł! Lampa oczywiście trafi do kuchni. Już postanowiłam, że dokupię do niej kinkiet z nowej kolekcji i tym sposobem koszt oświetlenia w kuchni wyniesie mnie 250zł. Miałam Wam pokazać ją jak już wisi na suficie, niestety drobne problemy techniczne, nie pozwoliły w weekend nam jej zawiesić. Pokazuję więc w stanie spoczynku: DSC04519

Related Posts