Już od zeszłego roku krok po kroku realizuję plan zagospodarowania przestrzeni, w której docelowo ma powstać nasz taras oraz wymarzona letnia kuchnia pod chmurką. Każdy projekt, który wykonuję, przybliża nas do tego celu – czasem to małe rzeczy, czasem większe, ale wszystkie są częścią jednej spójnej metamorfozy. Tym razem przyszedł czas na coś, co z pozoru wydaje się mało spektakularne, ale ma ogromne znaczenie — odnowienie starego płotu. A efekt końcowy? Przeszedł moje oczekiwania.
W tym wpisie pokażę Ci nie tylko, jak przebiegał cały proces odnawiania ogrodzenia, ale przede wszystkim opowiem o produkcie, który mnie absolutnie przekonał — prostym w użyciu, skutecznym i trwałym. Wybór odpowiedniego środka do impregnacji drewna to klucz do sukcesu, bo przy tak czasochłonnej pracy nie chcemy wracać do tematu za rok czy dwa. Chcemy mieć spokój na wiele sezonów. Jak poradziłam sobie z pracą krok po kroku? Dlaczego nie myję pędzla, tylko trzymam go w lodówce? I dlaczego tak ważne jest, by postawić na jakość i wygodę? Zostań ze mną — pokażę Ci całą metamorfozę.

Stary płot przed metamorfozą
Jednym z ważniejszych etapów tej przemiany było odnowienie starego płotu – nie tylko ze względów estetycznych, ale i praktycznych. Płot oddzielający nas od sąsiadów miał się stać tłem dla przyszłej kuchni, więc nie mogłam pozwolić, by dalej niszczał. A niestety – trzeba to powiedzieć wprost – dosłownie chylił się ku upadkowi.

Słupki, do których był przymocowany, były mocno przegniłe – nie osadzone w kotwach, tylko bezpośrednio na ziemi. Pomiędzy deskami nazbierało się mnóstwo ziemi, liści i innych gnijących resztek, przez co dolne partie płotu były w opłakanym stanie. Część desek nadawała się tylko do wymiany, inne – zniszczone tylko przy dolnej krawędzi – można było uratować, delikatnie je skracając. Cały płot musiał przejść gruntowny przegląd i renowację.


Krok po kroku: jak odnawiam płot
Krok 1: Zdejmowanie i przygotowanie desek
Choć na początku miałam nadzieję, że uda się odnowić płot bez zdejmowania desek, szybko okazało się, że to nierealne. Część desek była przysypana ziemią i miała kontakt z wilgocią, co doprowadziło do ich miejscowego przegnicia. Niektóre musiałam skrócić, inne usunąć całkowicie. Finalnie zdecydowałam się na pełne zdjęcie każdej pojedynczej deski, bo tylko wtedy mogłam dokładnie ocenić ich stan, porządnie je oczyścić i zabezpieczyć na przyszłość.
Każdą deskę odkręcałam ręcznie, a następnie przygotowywałam do dalszych etapów – to był proces czasochłonny, ale konieczny. Nie zdejmowałam całego płotu naraz — nie miałabym gdzie przechowywać desek, ani jak ich zabezpieczyć przed deszczem. Dlatego praca szła etapami: fragment po fragmencie, najczęściej na długość ok. 1,8 do 2 metrów.

Krok 2: Szlifowanie drewna
Szlifowanie to kluczowy krok w odnawianiu drewnianego ogrodzenia. Używałam dużej, oscylacyjnej szlifierki z tarczą okrągłą — sprzętu, który znacząco przyspieszył pracę i pozwolił dokładnie przygotować powierzchnię. Każdą deskę szlifowałam z obu stron, usuwając starą warstwę ochronną oraz wygładzając powierzchnię pod nowe malowanie. To zajmowało sporo czasu, ale dawało ogromną satysfakcję — drewno już po samym szlifowaniu wyglądało o niebo lepiej.
Tip: Warto zaopatrzyć się w zapas papierów ściernych o różnych gradacjach — zaczynałam od grubszego, by szybko usunąć naloty, a potem wygładzałam powierzchnię drobniejszym. I najważniejsze: zadbaj o dobre maski przeciwpyłowe, bo pyłu podczas tej pracy jest naprawdę dużo.




Dobrór odpowiedniego produktu do impregnacji
Do malowania płotu wykorzystałam produkt, który bardzo chciałabym Wam polecić. Użyłam nowego produktu marki Remmers – Impregnat lazurujący HK Lazura 3w1 (plus), tym razem w wersji wodorozcieńczalnej. Z klasyczną HK Lazurą na bazie rozpuszczalników miałam już wcześniej do czynienia i zawsze świetnie się sprawdzała, ale ten nowy wariant naprawdę mnie zachwycił.
HK Lazura 3 w 1 to impregnat, powłoka gruntująca i lazura klasy premium.
Ma lekką, przyjemną konsystencję, bardzo dobrze się rozprowadza, świetnie kryje – jednym słowem: ideał do renowacji drewna na zewnątrz. Pierwsza warstwa pięknie wsiąka w drewno i dosłownie je usztywnia, zabezpieczając nawet te fragmenty, które nie były w idealnym stanie. Druga warstwa to już właściwie tylko formalność, bo efekt po pierwszym malowaniu jest naprawdę bardzo dobry. Ja wybrałam kolor Heban – głęboki, elegancki odcień, który nadaje całej konstrukcji zupełnie nowy charakter.
To nie jest produkt „na chwilę” – a jak wiadomo, płot robi się raz na wiele lat. Dlatego wybór sprawdzonych, trwałych środków ma tu ogromne znaczenie. HK Lazura 3w1 zdecydowanie spełniła moje oczekiwania – i mam nadzieję, że efekt końcowy Was również zainspiruje!

Zdecydowałam się na Hakalazur i był to strzał w dziesiątkę. Powód? Ten produkt ma same zalety:
szybko schnie – w warunkach czerwcowych wystarczyło kilkanaście minut do dotykowego wyschnięcia,
nie śmierdzi – żadnych uciążliwych zapachów, które męczyłyby w czasie pracy,
nie zasycha na pędzlu – wystarczy włożyć go do foliowego woreczka i przechować w lodówce do kolejnego dnia,


elastyczna powłoka – drewno odzyskuje swoją wytrzymałość i sprężystość, nawet jeśli wcześniej było lekko sfatygowane,
wydajność – produkt pięknie kryje, a jego ilość wystarczyła na całą metamorfozę bez stresu, że czegoś zabraknie,
kolor – mój wybór padł na odcień antracytowy. Efekt? Drewniane deski prezentują się jak zupełnie nowe, eleganckie, a jednocześnie naturalne.


Malowanie desek
Gdy drewno było już oszlifowane, odpylone, czyste i suche, przechodziłam do malowania. Nakładałam dwie warstwy HK-Lazury — bez żadnego podkładu. Pierwsza warstwa pełniła podwójną funkcję: zabezpieczała drewno i już tworzyła piękną, elastyczną powłokę. Co ważne — nawet bardziej zniszczone deski odzyskiwały „sztywność” i estetykę dzięki temu produktowi.
Druga warstwa była już formalnością, ale nie mogłam jej pominąć — chciałam mieć spokój na lata. Płot to nie projekt na jeden sezon. Każdą deskę malowałam z obu stron, w cyklu: jedna strona – schnięcie – druga strona – ponowne malowanie. Całość zajęła mi prawie dwa tygodnie, ale robiłam to w rytmie codziennym, etapami, nie tracąc kontroli nad jakością.

Organizacja pracy w czasie
Zanim przystąpiłam do montażu odnowionych desek, musiałam zadbać o konstrukcję nośną. Zaczęłam od słupków, które — podobnie jak deski — w części przyziemnej były mocno zniszczone. Wyciągałam je z ziemi, szlifowałam, a zniszczoną część u podstawy usuwałam. Skrócenie nie było problemem, ponieważ wysokość nadrobiłam przy użyciu metalowych kotew, które mocowałam ponad gruntem. Dzięki temu słupki już nie mają kontaktu z ziemią, co znacząco wydłuży ich żywotność.
Poprzeczki? Część z nich również wymagała wymiany. Niektóre były w tak złym stanie, że nie było sensu ich ratować — po prostu zamontowałam nowe, stabilne listwy, które będą solidną bazą dla pionowych desek. Dopiero gdy słupki i belki poprzeczne były przygotowane i pomalowane, mogłam montować deskę po desce.





Trik, który oszczędził mi mnóstwo czasu: pędzel w lodówce
Zamiast codziennie po malowaniu myć pędzel (co przy farbie na bazie wody i tak jest dość uciążliwe), po prostu zawijałam go szczelnie w foliową torebkę i chowałam do lodówki. Dzięki temu nie wysychał, nie twardniał, był gotowy do pracy następnego dnia bez najmniejszego problemu. To drobna rzecz, ale przy tak długim i powtarzalnym projekcie naprawdę robi różnicę – oszczędza czas, wodę i nerwy.


Dodatkowe zabezpieczenie – bo trwałość ma dla mnie ogromne znaczenie
Zanim pokażę Ci efekt końcowy tej metamorfozy, muszę jeszcze wspomnieć o jednym, bardzo ważnym etapie, który dla mnie osobiście był kluczowy. Od początku wiedziałam, że najważniejsze przy wyborze produktu będzie jego trwałość. Skoro poświęcam tyle czasu i pracy, to oczekuję, że efekt przetrwa co najmniej kilka sezonów – najlepiej 8–10 lat, bez potrzeby poprawek. A ponieważ nie korzystałam z nowych desek, tylko odnawiałam stare, zużyte elementy, postanowiłam pójść o krok dalej.

Deski płotu, szczególnie na końcach – tam, gdzie są najbardziej wystawione na działanie deszczu i wilgoci – są wyjątkowo podatne na degradację. Dlatego po pomalowaniu całości Hk – lazurą, postanowiłam na same górne krawędzie nanieść dodatkowy preparat: Higro Bloker Remmers. To specjalny środek, który tworzy dodatkową warstwę hydroizolacyjną – coś w rodzaju niewidzialnej tarczy przed wodą i wilgocią.
To specjalistyczny preparat ochronny do drewna, który został stworzony z myślą o najbardziej wrażliwych miejscach – czyli cięciach czołowych, czyli tych powierzchniach, gdzie drewno zostało przecięte wzdłuż włókien, np. na końcach desek.


To właśnie w tych miejscach wilgoć najszybciej wnika w strukturę drewna, powodując pęcznienie, pękanie, a z czasem — zgniliznę. Dlatego tak ważne jest, by odpowiednio je zabezpieczyć.
Higro Blocker działa jak bariera hydrofobowa — tworzy niewidzialną powłokę, która znacząco ogranicza wchłanianie wody. Dzięki temu drewno zachowuje swoją trwałość nawet w najtrudniejszych warunkach atmosferycznych. Preparat nie zmienia koloru drewna i może być stosowany jako dodatkowa warstwa ochronna po malowaniu.
To była moja forma zabezpieczenia „na maksa” – szczególnie, że to właśnie na tych krawędziach najczęściej zaczynają się pierwsze oznaki niszczenia. Dzięki temu mam pewność, że płot wytrzyma nie tylko ładnie, ale też długo – niezależnie od tego, co zafunduje mu pogoda.

Efekt końcowy: czy było warto?
Jeszcze niedawno ten płot wyglądał… no cóż, jakby błagał o litość. Zielony nalot, grzyby, sinice, zbutwiałe dolne partie, a całość chwiejąca się i niestabilna. Nie tylko nie spełniał funkcji ochronnej, ale też zwyczajnie szpecił ogród.
Dziś to zupełnie inna historia. Płot w nowym kolorze – eleganckim, ciemnym, głębokim odcieniu – prezentuje się jak nowy. A co najważniejsze: odzyskał swoją sztywność, wytrzymałość i stanowi stabilne, bezpieczne ogrodzenie.
Efekt końcowy to zupełnie nowa jakość przestrzeni, przy zerowych kosztach materiału. Deski? Odzyskane. Koszt całej metamorfozy to tylko i wyłącznie cena impregnatu i dodatkowych preparatów ochronnych.

Ile kosztowałby nowy płot?
Dla porównania: gdybyś chciała zbudować taki płot od zera, z nowych materiałów, zapłaciłabyś:
- ok. 80–120 zł/m² za deski ogrodzeniowe (w zależności od gatunku i grubości drewna),
- do tego słupki drewniane lub stalowe – ok. 40–100 zł/szt.,
- kotwy, wkręty, impregnaty i ewentualna robocizna – nawet drugie tyle.
Przy długości np. 15 metrów płotu i wysokości 1,5 m mówimy o powierzchni ok. 22–25 m². Taki płot z montażem mógłby kosztować od 3000 do 6000 zł, a często znacznie więcej. Odnowienie starego? To ułamek tej ceny i ogromna satysfakcja.
Moje odczucia i satysfakcja z wykonanej pracy
Czy było warto? Zdecydowanie tak! Satysfakcja z własnoręcznej renowacji, odzyskania starych desek i nadania im nowego życia – bezcenne. Zamiast inwestować tysiące w nowe drewno, wykorzystałam to, co miałam, i stworzyłam coś pięknego.
Dodatkowo – efekt estetyczny jest porównywalny (a nawet lepszy) niż przy nowych, surowych deskach. Drewno po latach ma swój charakter, a po odpowiednim zabezpieczeniu zyskało elegancki, szlachetny wygląd.
Czego unikać?
- Nie zakładaj, że uda się nie zdejmować desek – jeśli drewno było przysypane ziemią, może być zbutwiałe. Lepiej zdemontować i dobrze przygotować każdą deskę.
- Nie oszczędzaj na zabezpieczeniu końcówek – to właśnie tam drewno najczęściej „choruje”. U mnie świetnie sprawdził się Hygro Blocker.
- Nie śpiesz się z pracą – tempo narzucone przez pogodę, warunki czy pośpiech to prosty przepis na niedokładność. Lepiej rozłożyć pracę na dni lub tygodnie i zrobić to porządnie.
Co ułatwia pracę?
- Dobra organizacja przestrzeni – zdejmowanie fragmentami (ok. 1,5–2 m długości), malowanie i zawieszanie z powrotem było najlepszym rozwiązaniem.
- Zadaszone miejsce do pracy – przydało się szczególnie podczas deszczu. Malowanie w warsztacie uratowało projekt nie raz.
- Trik z pędzlem w lodówce – naprawdę warto! Zamiast codziennie myć pędzel, wystarczy zawinąć go w folię i schować do lodówki – gotowy do użytku następnego dnia.
Na co zwrócić uwagę przy wyborze produktu?
- Gwarancja producenta – jeśli obiecuje trwałość na 8–10 lat, to ważny sygnał.
- Wydajność i krycie – ważne, żeby uzyskać dobry efekt już po pierwszej warstwie. Malowanie 3–4 razy jednej deski to strata czasu.
- Dostosowanie do pionowych powierzchni – płot to nie taras. Impregnat nie może spływać, musi dobrze wsiąkać i trzymać się powierzchni.
- Brak zapachu i łatwość w obsłudze – szczególnie przy dłuższych projektach, gdzie pracujemy codziennie. Hakalazur sprawdził się tu idealnie.
Podsumowanie
Metamorfoza płotu to projekt czasochłonny, ale daje ogromną satysfakcję. Dzięki odpowiedniemu podejściu, dobremu planowi i sprawdzonym produktom, udało się odmienić zaniedbany, rozpadający się płot w stabilne, eleganckie ogrodzenie – za ułamek ceny budowy od nowa. To dowód na to, że własna praca, przemyślane decyzje i dbałość o szczegóły potrafią zdziałać cuda.



