Prawda li to prawda, ale… nogi tak. Bolą, bo w zbiorowisku niewykończonych krzeseł nie mogę znaleźć ani jednego z którego można by skorzystać. To dziwne bo w salonie do zrobienia czekają w kolejce cztery komplety krzeseł. Stopniowo wchodziłam w posiadanie kolejnych. Najpierw rodzice zostawili mi dwa czarne. Ładne, przydadzą się, ale oczywiście nie w tej kolorystyce. Potem kupiłam na allegro brązowe w stylu francuskim z tłoczoną skórą, cały czas dziwię się że jakoś do mnie dotarły bo jak widać na zdjęciu całe się sypią. Na koniec do naszego domu trafiły te dwa fotele:
Ale to jeszcze nie koniec. Po babci został mi komplet krzeseł do stołu na wysoki połysk. Wyrzucić?
Nie wiele dało się z nimi zrobić bo nie zachwycały nawet w formie.Wydawały mi się najłatwiejsze więc za nie zabrałam sie najpierw. Na czymś siedzieć trzeba a od jakiegoś czasu słyszałam od męża, jak wracał z pracy, te samo pytanie: “zrobiłaś już w końcu jakieś krzesło?”. No to odpowiedź brzmi wreszcie: TAK!
Krzesła nazwane zostały przez mojego męża Alcatraz vel Pawiak ze względu na kolorystykę, która kojarzy mu się z więzieniem. A obicie nazwał ni mniej ni więcej tylko workiem. No cóż może coś w tym jest. Nie jest to worek tylko len za którym od jakiegoś czasu szaleję i wiem już że w będzie królował u mnie w salonie. Oto skąd czerpię swoją fascynację lnem: ze strony http://www.urzadzamy.pl/
Lucyina Moodie prezentuje:
i jeszcze kilka zdjęć z różnych stron:
źródło
źródło
źródło
źródło
źródło Do “nowych” krzeseł brakuje mi jeszcze jakiś fajnych poduch z lnu jak ze sklepu Arteego:
Od przybytku głowa nie boli; len
1,2K
previous post