Historia toczy się wokół stołu

by Kasia Bobocińska
Grudzień, to taki czas, w którym o stole myślimy wyjątkowo intensywnie. Zwykle, w kontekście jego przybrania na jeden z najpiękniejszych momentów w roku (dla mnie chyba najpiękniejszy, choć nie chcę wdawać się w spór o ważności jednych Świąt nad drugimi). Sama mogę śmiało powiedzieć, że przez ostatni miesiąc mój czas kręcił się wokół stołu. Przygotowywałam sesje zdjęciowe z jego nakryciem a często ze względu na ogromne zachmurzenie musiałam robić je nawet trzy dni.
Przez to wszystko nawet nie zdążyłam się pochwalić tym, jakie zmiany zaszły w naszym domu.
Mamy nowy stół! Mamy nasz pierwszy w życiu stół. Mamy nasz pierwszy stół rodzinny. Ci, którzy śledzą mnie na Instagramie pewnie widzieli już kilka zdjęć z nim w roli głównej.
Kiedy urządzaliśmy się, zaraz po ślubie, nie kupiliśmy stołu. Zostawiliśmy, tymczasowo ten, który odziedziczyliśmy po babci. Mylą się Ci, którzy sadzą, że było to coś nadzwyczaj pięknego. O nie! Zwykły PRL-owski stół na wysoki połysk. Bardzo popularny zresztą, bo moja druga babcia, miała identyczny. Jak zresztą większość Polaków w tamtym czasie. Jak wiadomo rozwiązania tylko na chwilę zostają z nami na zawsze. 
Tak by pewnie było, gdyby w domu nie pojawił się ON. Stół. Dobrze zbudowany, większy od poprzedniego, od razu wziął w posiadanie cały pokój. Prosty, drewniany a jednak majestatyczny. W przeciwieństwie do poprzednika nic mu się nie trzęsło, stał stabilny i cieszył oko starannym wykonaniem i dbałością o szczegóły. Uwielbiam dotyk drewna (zresztą jego zapach też, mam to odziedziczone w genach po pradziadku stolarzu). Przy poprzednim stole musiałam na stałe zaprzyjaźnić się z obrusem (dlatego jego zdjęć w negliżu nie znajdziecie na blogu, to raczej ten wstydliwy temat, który wolałam omijać) a odkąd pojawił się ON stoi zupełnie niezasłonięty. Cieszy oko naturalnym drewnem i żal byłoby go zakrywać.

Kronika stołu, kronika domowa.

Zwykle, gdy w moim domu pojawia się coś nowego od razu biorę za aparat i robię zdjęcia. Tym razem  było inaczej. Stół jest już z nami ponad 1,5 miesiąca. Zamiast umieścić opowieść o tym kto go zaprojektował i dla kogo, ja brałam aparat czy telefon i robiłam zdjęcia łapiąc krótkie chwile wokół stołu. Dzięki temu poswatała, krótka kronika. Kronika wypadków, radości smutków, kronika rodzinnego życia.
Smutek? No tak, bo to ja a nie dzieci mam na kącie pierwsze wgłębienie na stole, dosłownie ryskę na jego blacie, która dla innych jest niezauważalna, jednak wyryła się na moim sumieniu. Drugiego dnia użytkowania spadł mi na niego laptop i ucierpiał bardziej niż stół.  I tak będzie i z tym trzeba się pogodzić. Brawo ja! Użytkując coś z naturalnego drewna trzeba pogodzić się z tym, że z czasem będzie pokrywać się ryskami, zadrapaniami i dobrze, bo tak tworzy się jego historia, nasza rodzinna historia. A stół tak jak człowiek pokrywać się będzie “zmarszczkami”.
Pierwsza szuflada- Komfort pracy
Jak się pewnie domyślacie praca nad projektem wiąże się z twórczym nieładem. Kiedy opracowuję koncepcję, szukam inspiracji, wycinki z gazet, wzorniki kolorów czy próbki materiałów zajmują ogromnie dużo miejsca. Dotychczas pracując nad koncepcją rozkładałam wszystko na podłodze.
Odkąd mam duży stół, mam też znacznie więcej miejsca do tworzenia moodboadów z koncepcją aranżacji wnętrza. Oczywiście na taką pracę mogę pozwolić tylko do 16, zanim dzieci nie wrócą do domu a potem (i to jest w tym wszystkim najlepsze) chowam wszystko do szuflad i zamykanej środkowej części stołu. To duża oszczędność czasu, bo mam wszystko pod ręką.

Druga szuflada -DIY 

Oczywiście projektowanie to tylko część mojej pracy “twórczej”. Na moim blogu co jakiś czas pojawiają się też wnętrzarskie DIY jak choćby to ostatnie z metamorfozą stołka – klik. A z czym to się wiąże? Z bałaganem twórczym. Mając aż 6 szuflad zyskałam sporo miejsca do zagospodarowania. 
Druga szuflada to materiały krawieckie. Nici, igły, naparstki, skrawki materiałów, wyposażenie mojej starej maszyny. Oczywiście wszystko zabezpieczone, przed dzieciakami, w specjalnych pojemniczkach.

A skoro o dzieciach mowa to przejdźmy płynnie do 3 szuflady. W trzeciej szufladzie dzieci chowają swoje rysunki. A jest ich całkiem sporo.

Trzecia szuflada – królestwo dzieci

Mamy bardzo dużo prac dzieci. Na razie schowane w szufladach. Myślę intensywnie jak i gdzie je wyeksponować. Poniżej moja córeczka z ogromnym skupieniem “pisze” list do Świętego Mikołaja.

Czwarta szuflada – dekoracje

Światełka, drobne dekoracje na stół, świece to wszystko powinno być pod ręką, gdy pracuję nad stylizacjami. Z czasem takich elementów gromadzi się bardzo dużo. Teraz znalazły nowy dom- szufladę stołu. 

Piąta szuflada – nakrycie stołu
Ostatnio sporo pracuję nad stylizacjami stołów. Sztućce, serwetki, obrączki na serwetki zajmują sporo miejsca a znoszenie ich z różnych zakamarków domu zajmuje czas. Do teraz. Wszystkie te rzeczy znalazły miejsce w jednej z szuflad. Teraz nakrycie stołu, czy to do stylizacji, czy to na rodzinną kolację zajmuje tylko chwilę.
Z tymi szufladami, jest trochę tak: dopóki ich nie miałam, nie zdawałam sobie sprawy jak potrzebne mi były. Zyskałam bardzo dużo miejsca do przechowywania, które w małym mieszkaniu jest na wagę złota. Ten stół to takie połączenie komody i stołu – dwa w jednym. Genialne rozwiązanie (gratuluję Tabanda), jak zyskać więcej miejsca w niedużej przestrzeni. Uprzedzając Wasze pytania, przy stole siedzi się bardzo wygodnie, bo szuflady zamontowane są pod kątem. *szuflada jest tym grubsza im bliżej do środka stołu.
Z całą pewnością jest to dobrze zaprojektowany przedmiot, który jest nie tylko ładny, ale przede wszystkim funkcjonalny.


Została jeszcze jedna pusta szuflada. Dla kogo? Dla tego niezdecydowanego, męża mego jedynego 🙂 Z śrubkami go nie wpuszczę… a zresztą…należy do niego, niech decyduje.

Dzisiejszym bohaterem był stół VOX z kolekcji Nature, dostępny tutaj *klik. Stół zaprojektowany dla Vox przez grupę Tabanda.


Niepublikowane materiały, pliki do pobrania, nowości. Bez spamu!

* indicates required
Adres e-mail *

Related Posts