DIY: fotel Ludwik w nowej odsłonie

by Kasia Bobocińska
Annie Sloan poznałam osobiście. Na spotkaniu dla blogerów (klik) pierwszy raz mogłam użyć farb kredowych. Wcześniej dużo o nich słyszałam. Widziałam też kilka bardzo udanych realizacji. Widzieć a poczuć to w przypadku tych farb ogromna różnica. Mogę rozwodzić się a temat ich struktury, łatwości malowania czy efektów jakie da się uzyskać, ale to wszystko nic w porównaniu z ogromnymi możliwościami twórczymi jakie dają te farby. Stworzone pod czujnym okiem artystki, bo jest nią niewątpliwie Annie Sloan,  tworzą z nas “małych” artystów. W przeciwieństwie do innych farb nie mamy tu produktu w jednym kolorze, który nakładamy kilkukrotnie na przedmiot  i czekamy jak wyschnie. W przypadku tych farb każde, ale to każde pociągnięcie pędzla ma znaczenie. A ponieważ tak się dzieje, to tworzymy rzeczy naprawdę unikatowe, niekiedy nie do powtórzenia. A to z kolei sprawia, że czumy się wyjątkowo. Czujemy się artystami.
Aby przetestować pełen wachlarz możliwości tych farb postanowiłam odnowić stary fotel typu “Ludwik”.

Już sama paleta barw stworzona przez Anie Sloan zachęca do eksperymentów. 
Zanim zabrałam się do pracy przejrzałam książkę Annie “Kolorowe pomysły na dekorację mebli i nie tylko…” i wiedziałam, że w przypadku tych farb nie będę nic planować. Będę eksperymentować.


Zamówiłam z palety barw Anie kilka kolorów i dwa woski: biały i ciemny. 
Kiedy zabierałam się za fotel nie wiedziałam nic. Ani na jaki kolor go pomalować, ani przede wszystkim jaki materiał zastosować a tapicerkę.

Tak wyglądały moje fotele kiedy je kupiłam (mam takie dwa). Jeden jest mój a drugi męża. Mój kilka lat temu pomalowałam fotel na kolor kremowy.

Niestety odkąd dzieci przejęły we władanie nasz dom można powiedzieć, że fotel jest po przejściach. Złamana poręcz, sfatygowana tapicerka oraz oderwana tasiemka. Na dobrą sprawę mogłabym się go pozbyć – w końcu “Ludwiki” wyszły już z powszechnej mody – wielki “bum” na nie dawno się skończył pozostawiając po sobie ogólne znudzenie tą stylistyką. Ale to zupełnie NIE W MOIM STYLU. Ja nie wyrzucam rzeczy. Ja wierzę, że mogą zyskać drugie życie.

Aby dać meblom drugie życie najpierw trzeba mieć plan na ich uratowanie. Ja takiego nie miałam. Postanowiłam za to dobrze się bawić. Poprosiłam moje maluchy, żeby wybrały kolor na jaki ma być pomalowany najpierw fotel. Wybrały przepiękny kolor kobaltu.

 
 
Zanim położyłam pierwszą warstwę farby skleiłam i umocniłam oparcie. Następnie zaszpachlowałam ubytki (szpachlą do drewna w kolorze jasny dąb). Tak przygotowany fotel pomalowałam kobaltową farbą: Napoleonic Blue

W pierwszej kolejności, zanim zabrałam się za malowanie powinnam, zdjąć tapicerkę, ale za pracę zabrałam się dokładnie dzień przed moimi urodzinami i następnego dnia mieli być u nas goście. Nie mogło zabraknąć jednego krzesła. Więc pomalowałam je na granatowo a tapicerkę przykryłam kocem…jak niedokończony obraz.

Po pierwszej warstwie fotel zyskał matową powłokę. Trochę brudzącą (bo fotel nie był woskowany). 

Gdzieniegdzie też nie sięgnęłam i był niedomalowany. Koniecznie musiałam pokryć go drugą warstwą i zdjąć starą tapicerkę aby dotrzeć tam, gdzie nie pomalowałam.

Pomyślałam, że granat jest piękny, ale ja chciałabym większej różnorodności.
Chwyciłam przepiękny odcień Louis Blue. I teraz zaczęła się najlepsza część. Każde pociągnięcie pędzla nadawało krzesłu inną barwę. 

Maźniecie z większym naciskiem i kolor stawał się trochę ciemniejszy (mieszał się z kolorem kobaltu), lżejsze pociągnięcie – kolor był jaśniejszy. Malowałam zupełnie spontanicznie, zostawiając mocniejsze ślady i prześwity kobaltu. Nie musiałam stosować żadnej przecierki, za którą nie przepadam. Spodobał mi się ten odcień. Chyba zainspirowałam się trochę jednym dwóch tegorocznych kolorów roku wg. Pantone (klik).

Kiedy niebieska farba już wyschła pora nałożyć wosk. Jest bezbarwny i ma piękny zapach pastowanej podłogi. Wosk nakładamy tym samym pędzlem co farbę (oczywiście czystym).

Kiedy przyszedł czas na wybór tkaniny na tapicerkę znów miałam mętlik w głowie. Całe szczęście miałam w domu świetnej jakości tkaniny obiciowe od Toptextil. Kiedy na jesieni zeszłego roku w moje ręce wpadła Księga trendów i odkryłam przepiękne tkaniny tej marki wsiąkłam bez reszty. Zamówiłam je od razu na wszystkie krzesła w domu. Niedługo potem marka Toptextil została nagrodzona Diamentem meblarstwa 2016 za kolekcję GONZALES. To te tkaniny w melanżowym kolorze. Ma takie trzy: pastelowo zieloną, niebieską i ciemno niebieską.

Początkowo myślałam nad tkaniną z kolekcji Hamilton, ale w końcu mój wybór padł na tkaninę z kolekcji Clark. 

 

Ta piękna wełna w kolorze szarym idealnie dopasowała się do jasnego błękitu.


Po wyborze tkaniny odrysowałam na niej stary materiał. Potem za pomocą zszywacza przytwierdziłam materiał:

Teraz pozostał problem tasiemki wykończeniowej. Żadna nie pasowała:

Wpadłam na pomysł ufarbowania tasiemki. Początkowo wybrałam fiolet (Old violet) połączony z szarością:

Cały czas coś mi nie pasowało, wiec następną tasiemkę ufarbowałam na kolor Louis Blue. Dzieciaki wskazały ten kolor jako ładniejszy. Mnie też bardziej pasował.

Powstał pastelowy fotel, który ocieplił nieco skandynawski charakter biura. W następnym poście pokażę Wam jak wygląda w biurze. Nagrałam dla Was też kilka wskazówek w trakcie pracy. Myślę jednak, że na dzisiaj wystarczy, bo powstał bardzo, bardzo długi post.

Jak Wam się podoba ta metamorfoza? Ja jestem mile zaskoczona efektami jakie można uzyskać za pomocą farby Annie Sloan.
Niedługo odświeżę fotel mojego męża i będą dwa fotele w zupełnie innym stylu: pierwiastek żeński i męski. Czy korzystaliście już z farb Annie Sloan?

Farby wykorzystane: Napoleonic Blue i Louis Blue Annie Sloan.
Biały wosk Annie Sloan
Okrągły pędzel Annie Sloan
Tkanina: Clark 2425 z Toptextil
tasiemka ozdobna pomalowana farbą  Louis Blue Annie Sloan
igła okrągła 

Related Posts