“Wczoraj
krążąc z wózkiem po osiedlu dostrzegłam szafkę. Stała sobie niepozornie
pod jednym ze śmietników. Oczy mi się do niej zaświeciły, więc niemal
paląc gumy w wózku pognałam do niej z ogromną szybkością. A tam
„zebranie zarządu”. Dwóch okolicznych „murków” debatuje nad moim
znaleziskiem popijając wiśniowym trunkiem. Rozmowy w stylu:
-„Tu się pomaluje, tam się doklei i się opchnie za stówkę”
Odpuściłam
i wycofałam się na z góry upatrzoną pozycję, czyli po zakupy. Szafka nie
dawała mi jednak spokoju i postanowiłam podjechać pod śmietnik jeszcze
raz. Sytuacja się rozwinęła bo do „bandy” dotarł ich herszt, czyli
zapewne żonka jednego z panów. I takie oto toczyły się rozmowy:
-„Gdzie będziesz brał za dużo roboty….” – Znów wycofałam się do domu.
Szafka jak szafka, nic specjalnego, ale szafka, której nie mogę mieć –
to zdecydowanie podniosło w moich oczach wartość tego mebla. Cały
wieczór nie dawała mi spokoju. Czy ją zabrali? Dziś wykorzystując manewr
taktyczny podjechałam z mężem pod śmietnik (biedaczek niczego się nie
spodziewał) a ona tam stała. Mam ją, moją zdobyczną szafkę. Radość.
Odpuścili ją. Zrobię z niej cacko a oni niech żałują 🙂 ps. a z mężem mamy ciche dni, nie może przeżyć, że ściągam do domu takie coś…”
I tak ocaliłam tę oto szafkę.
Zardzewiałe zawiasy. Przymocowane za pomocą gwoździ.
A później ręcznie. Sporo pracy mnie to kosztowało.
Potem przyszła pora na skręcenie szuflady.