PURMO zaprasza na Śląsk

by Kasia Bobocińska
Niedawno doszłam do wniosku, że jestem okropnym mieszczuchem. Nie znam naszej pięknej Polski. Wstyd się przyznać, ale nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na Śląsku. Poczułam prawdziwą radość w sercu kiedy usłyszałam śląską gwarę. Co tu dużo mówić  ślōnskŏ gŏdka mnie urzekła.

Dzięki uprzejmości Purmo nadarzyła się niebywała okazja, żeby odwiedzić Śląsk, spróbować tradycyjnych śląskich potraw oraz zakosztować góralskiej gościnności. Nie zastanawiałam się długo i pojechałam. Zresztą warto przypomnieć że Purmo ostatnimi czasy stara się ogromnie aby rozpieszczać swoich gości kulinarnie. Nie wiem czy pamiętacie warsztaty kulinarne, które niedawno zorganizował —-> W królestwie szparagów.
Było niezwykle, bardzo inspirująco.  Oczywiście głównym powodem naszej wycieczki nie były śląskie specjały a zwiedzanie fabryki Purmo usytuowanej w Rybniku.

Zwiedzanie fabryk i zakładów kojarzy mi się zawsze z PRL kiedy dostojni dygnitarze spędzali tak czas aby przy okazji takiej wizytacji nakręcić kolejny odcinek kroniki polskiej. W mojej głowie pozostało stwierdzenie: “najpierw osiągnij sukces a potem pozostało Ci tylko zwiedzanie fabryk i zakładów” Oczywiście żartuję. W dzisiejszych czasach fabryki są dość otwarte dla zwiedzających.  W zeszłym roku miałam przyjemność gościć w fabryce Tubądzin.
Od lat Purmo kojarzone jest w Polsce z grzejnikiem płytowym. Miło było przekonać się jak szeroka jest oferta grzejników oferowanych przez Purmo. 
Oczywiście, w fabryce w Rybniku nie produkuje się ich wszystkich tylko przede wszystkim grzejniki płytowe. Dlaczego? Bo dzięki temu produkcja jest zdecydowanie bardziej wydajna. Wyprodukowanie jednego grzejnika zajmuje zaledwie kilka minut, ale łącznie z malowaniem, suszeniem trwa to już znaczenia dłużej.
Kontrola szczelności i odporności na ciśnienie. Każdy grzejnik produkowany w fabryce poddawany jest kontroli szczelności przy ciśnieniu 13 barów.

Mieliśmy okazję zobaczyć jak grzejnik zamknięty był w specjalnej komorze i poddawany ciśnieniu a później niezwykle silny mężczyzna sprawdzał co pierwsze puści blacha czy spoiwa…walkę przegrała oczywiście blacha.

Później grzejniki trafiają do malarni, ale najpierw do myjni, gdzie są dokładnie odtłuszczone.
Jeśli chcecie zobaczyć jak produkuje się takie grzejniki zapraszam do obejrzenia filmu instruktażowego:

Pora na pyszności. Po zwiedzaniu fabryki zostaliśmy zaproszeni na obiad podczas którego miałam okazję skosztować lokalnego specjału, którego nigdy nie próbowałam. Chodzi o zupę chrzanową. Próbowaliście? Niebo w gębie. Nie udało mi się wyłudzić przepisu, ale obiecałam sobie, że cytując tekst piosenki “kiedyś go znajdę, znajdę go…” 

 
To nie koniec atrakcji jakie czekały nas tego dnia. Zakwaterowano nas w pięknym hotelu Gołębiewski, gdzie mieliśmy czas na zażycie kąpieli, w usytuowanym w hotelu parku wodnym Tropicana. Kąpiele borowinowe, magnezowo – wapienne, sauna parowa i sucha, grota solna – to tylko część atrakcji, które miałam okazję wykorzystać. Skóra po tych zabiegach…ach mogłoby być tak zawsze. Po roku karmienia mojego maluszka mój zmęczony organizm matki mógł wreszcie zakosztować luksusu. Taki wyjazd, choć bardzo krótki miał też wymiar psychologiczny. Chwila bez dzieci, chwila dla siebie…warto było wyrwać się choć na chwilę. Polecam wszystkim zmęczonym mamom.

Tego wieczoru zaplanowane były jeszcze tańce i hulanki. W malutkiej Karczmie “Drewutni” posiłek umilał nam prawdziwy góralski zespół:
 
Jedliście kiedyś wędzonego pstrąga? Ja jadłam go pierwszy raz. Wraz z sosem tzatziki smakował genialnie. Zrobiłabym zdjęcia, ale wyglądał i smakował tak, że zupełnie o tym zapomniałam. Niezwykły gościnny gazda – Leszek Szalbot, częstował wszystkim nalewką na miodzie.
Aby Was zbytnio nie zanudzić w drugiej części relacji opowiem Wam o zamku w Pszczynie oraz kolejnej pysznej lokalnej potrawie. Ponieważ zamek w Pszczynie ma tak piękne wnętrza chciałabym poświęcić mu znacznie więcej czasu. Ci, którzy śledzą mnie na Instagramie widzieli już pewnie archaiczną toaletę w postaci miednicy i miski.

Related Posts